Wybitny Bo Goldman jest tego doskonałym przykładem. Napisał kilka wspaniałych scenariuszy, jego światy roiły się od najdziwniejszych postaci, które wypowiadały zdumiewające słowa, a jednak publiczność wciąż żyje w przeświadczeniu pierwszeństwa kina reżyserów-autorów. Jakże niesłusznie. Najlepsze z filmów w dziejach kina powstawały dzięki pomysłowości scenarzystów. To oni są, używając muzycznej terminologii, kompozytorami, reżyser to dyrygent, który opowiada według zapisanej przez nich partytury.
Ale nikogo to i tak nie obejdzie. Kogo obchodzi los tego czy tamtego scenarzysty? Mnie.