Klasyczne, stare filmy są... piękne. Kolejna porcja avengerowskiego odpoczynku przed kolejnym seansem, tak cudownego jak: "Infinity War" filmu. Tym razem do obejrzenia wybrałem sobie majstersztyk, prawo absolutne, prowodora kina science-fiction - oczywiście jednego z wielu - "Inwazja porywaczy ciał" z 1956r., czyli z tego samego okresu, w którym wyszła "Zakazana Planeta" z Leslie Nielsenem.
"Inwazja porywaczy ciał" to świetne, wciągające kino, z przykładem tego, z perspektywy współczesnego widza, jak taki gatunek jak Sci-fi rozwijał się na przestrzeni dziesiątek lat, mając na swojej drodze wiele przeszkód. Zamysłem filmu nie należy się przejmować, w tym sensie, że miałby kreować produkcję na sztampową, nudną itp. Nie. Ów filmowy klasyk jest płynnie zmontowanym, z prostymi niezbyt skomplikowanymi planami kamery, dziełem. Na ,,brak" efektów specjalnych, ówczesny sympatyk kina Sci-fi z elementem tajemnicy i dreszczyku, znajdzie lekartswo w fabule "Inwazji porywaczy ciał". Zmiana osobowości niektórych osób w małym miasteczku gdzie toczy się główna akcja, brak emocji, a potem...groza. Brak rozróżnienia z kim możemy mieć do czynienia. Obca forma życia, czy prawdziwy człowiek? Dalej bez żadnych spojlerów! Ten film zobaczcie koniecznie!