film byłby całkiem niezły, gdyby nie akcja z pilotem... po co to?
Po to, aby uświadomić ci, że thriller jako gatunek skonstruowany jest z repertuaru stałych schematów dramaturgicznych. Funny Games nie jest klasycznym thrillerem, lecz studium o przemocy i jej miejscu w mediach, m. in. w filmie. Happy end jest zakorzeniony w thrillerze: protagonista pokonuje psychopatę, który zagraża jemu/społeczeństwu. W "prawdziwym życiu" tak to nie działa, zwycięstwo bohaterki nie mieści się w ramach "wiarygodnego rozwinięcia akcji", jakie obiecuje Paul.
Wiarygodne rozwinięcie akcji? Nie w tym filmie.
Główna bohaterka miała NIEWIARYGODNEGO pecha.. wtedy, gdy uciekła... pierwszy samochód, który "przepuściła" (bo była schowana w krzakach) mógł ją uratować.. a oczywiście kolejny samochód to już byli psychopaci, taa...
Widzę, że "wiarygodność" to dla Ciebie po prostu zbiór schematów narracyjnych, do których przyzwyczaiło Cię kino gatunków . Tym samym "wiarygodny" mógłby być tylko happy end: bohaterka znajduje pomoc, do domu wkracza policja, psychopaci zostają aresztowani, ba, okazuje się nawet, że zastrzelone dziecko zostało jedynie ranne, i zespół chirurgów ratuje jego życie. W ostatniej scenie widzielibyśmy szczęśliwą rodzinę, która przetrwała koszmar. Haneke dokonuje dekonstrukcji tych schematów, gra (a może: pogrywa sobie) z oczekiwaniami widza, dlatego wszystko dzieje się inaczej niż byśmy sobie tego życzyli. Poza tym w życiu czasem po prostu ma się "niewiarygodnego" pecha, sorry.
Co Ty wymyślasz z tym niby wiarygodnym wg. mnie zakończeniem? Cała Twoja wypowiedź nijak odnosi się do mojej argumentacji, napisałaś/eś esej o jakimś Twoim wyobrażeniu i tyle.
Wiarygodność to po prostu wiarygodność, a nie jakieś definiowanie tego słowa jako zbiór schematów narracyjnych. Powiedziałem, że niesamowite zrządzenie losu tej kobiety było bardzo naciągane (=niewiarygodne), co nie znaczy, że sądzę, iż wszyscy powinni przeżyć (tak jak to Ty ironicznie opisałaś/eś w wypowiedzi).
Za dużo zaślepionych nadinterpretacji tutaj na filmwebie. Film jest przeciętny, ale ludzie doszukują się nie wiadomo jak ogromnego kunsztu. Jest wiele kwestii spornych (jak z zapomnieniem numeru na policję), to jeszcze mogę zrozumieć, ale niewiarygodny pech rodziny osądził, że maksymalna ocena jaką mogę wystawić temu filmowi to 6.
Z kolei Twoja wypowiedź świadczy o totalnym niezrozumieniu filmu. Niestety dla niektórych, Haneke nie jest reżyserem gwarantującym lekką, łatwą i przyjemną w odbiorze rozrywkę.
a Ty znowu o czymś innym, słodko :D
Zrozumiałem film... Ja mówię tylko o przesadzie w pechu kobiety w jednej konkretnej scenie (a jest takich kilka + reszta sporna - ale żeby znać zachowanie ludzi, trzeba by było być na ich miejscu, więc mogą być spory).
To, że nie daję nie wiadomo jakiej oceny (8 - bardzo dobry, a film ten bardzo dobry nie był, nie oszukujmy się), nie znaczy, że nie zrozumiałem zamiaru reżysera. Zrozumiałem - konwencja filmu jest niespotykana (rzadko spotykana), ale przez momentami przesadną niewiarygoność 6 to maksymalna ocena.
Nie dość, że tłumaczysz się ze swojej oceny, to jeszcze zgłaszasz zastrzeżenia do mojej :D. Masz w tym jakiś cel, czy po prostu trollujesz?
Jeśli ktoś tutaj trolluje to jedynie Ty, od samego początku odpisywałaś/eś bez sensu, zaczynając od jakiegoś wymyślonego zakończenia (że niby wg mnie tak powinno być), nie wiedzieć czemu.
A gdy napisałem, że ludzie dostrzegają zbyt wielki aniżeli w rzeczywistości kunszt, to Ty na to, że nie zrozumiałem filmu :D Nawet przed chwilą odwróciłaś/eś kota ogonem :)
Także ta dyskusja jest bez sensu, bo ja mówię o czymś innym, a Ty swoje :)
TheSeQa, napisałeś to co sama pomyślałam. Poleciała by ode mnie 8ka gdyby nie bohater pilot. Mimo że faktycznie niektóre sceny były naciągane i sama inaczej bym postąpiła np nie pobiegła bym nie mając nic przy sobie (jakiegokolwiek narzędzia do obrony), scena z zabiciem psa a raczej jej brak, bo wyszło że gostek wyszedł z kijem i rąbnięciem powalił jakby nie było wielkiego psa tak, że nikt tego nie słyszał? też,no powiedzmy że można wybaczyć. Szło dobrze do pilota. Dlaczego? Bo moim zdaniem scena odrealniła prawdopodobieństwo takiego zdarzenia.
Wydaje mi się, że czasami nie doceniasz, jakich metafor i symboli używają w filmach reżyserzy. Nie równaj ich proszę ze sobą. To, że nie potrafisz dostrzec i docenić pewnych przekazów płynących z filmu to nie znaczy, że masz spłycać go do "niewiarygodnego".
Mówiąc o niewiarygodnym pechu, odnosiłem się do sceny z mijanymi samochodami. Jeśli Ty w tak naciąganej scenie widzisz głębokie metafory i symbole to mogę jedynie pozazdrościć wyobraźni, bo wg mnie ta scena nie przedstawia wiele więcej niż niewiarygodnego pecha. Próbuję doszukać się ukrytego przekazu, jakiejś metafory czy symbolu - ale nie da się, bo ta scena jest prosta, zwykła, oklepana... i niewiarygodna.
Ja natomiast mówię o całym filmie. :) Przecież wiadomo, że każda scena nie będzie symboliczna.
Scena z pilotem to było nawiązanie do tego, że oni są jak widzowie oglądający filmy w białych rękawiczkach. A cofnięcie to metafora złamania z konwencjami typowego filmu z typowym twistem.
Co do pilota nie mam zastrzeżeń - ciekawy pomysł. Ale tak czy siak historia zbyt naciągana, jakby niedopracowana.
Hmm ale czy ona nie miała taka być? Tzn. przez taką jakby nie do końca dopracowaną historię reżyser chciał wytknąć coś widzowi? Np. to, że oglądamy filmy dla takich scen itp. itd.
Wiem, że sporo czasu upłynęło, ale odpowiem. Jest metafora i symbolika w tej scenie z samochodami, a mianowicie przysłowie "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie!". ;)
Należy tutaj wspomnieć, że to co napisałeś ideologia religijna zaczerpnęła to z 6 prawa natury zwanego prawem przyczyny i skutku.
Nie zgodzę się do końca z tobą, tutaj chodzi o przysłowie które było od zarania dziejów używane na terenie Polski. Ciąg przyczynowo skutkowy został napewno później opisany. To przysłowie nie jest bezpośrednio związane z religią, gdyż apostrofa "Bóg" może zostać zamieniona na inną apostrofę typu "mama", "tata", "babcia", "dziadek", "kolega", "koleżanka", "Zeus", "Merkury", "Jowisz", "Allach", "Jahwe" i wiele innych tego typu. Za to użycie słowa "Bóg" ma za zadanie podkreślić wartość znaczenia tego przysłowia, że coś ponad nami odpłaca się nam w ten sam sposób jak my jemu się odpłacamy. Skoro spróbowałeś "obalić mit" tego bardzo przydatnego przysłowia z powodu swojej wiary lub nie wiary. To w takim razie mam dla ciebie propozycję, nie akceptujesz tego, nie uznajesz, to nie używaj takich przysłów. Ale proszę, nie narzucaj światu swojego błędnego toku myślenia. Bo po pierwsze przez takie stwierdzenia nasz język staje się uboższy, pod względem merytorycznym i kulturalnym. Po drugie nie zrozumiałeś metafory jaka jest w tym przysłowiu, co sprawia że jego wartość pod względem językowym rośnie. Mam takie pytanie, co ty na takie stwierdzenie jak "jabłko Adama"? Bo szczerze ciekawi mnie twoje wyjaśnienie tego określenia.
Złe zrozumienie tekstu, chyba jasno napisałem, że to jest PRAWO NATURY. I to nie jest "mój" tok myślenia, bo ja praw nie wymyśliłem, więc sadząc po Twoim wywodzie powinienem najpierw spytać czy w ogóle wiesz co to są prawa natury, wymienisz i opiszesz, SKORO uważasz, że jest to błędne - uzasadnij.
"Od zarania dziejów używane na terenie Polski"? Wybacz, ale nazwa POLSKA jest odkąd jesteśmy pod okupacją Watykanu, czyli od czasów kiedy MIESZKO ( PORTFEL) sprzedał ludy słowiańskie na rzecz ludów Abrahm. Dawniej to była Lehja nazywana również Lehistanem.
Na temat religijnych pojęć nie ma co pisać, bo religia to fałszywa ideologia okupanta, która zaczerpnęła pewne motywy z praw natury, ale skoro ich nie znasz, bo jaki jest sens o tym pisać? Nie istniał nikt taki jak Adam, chrześcijański Bóg czy inne bożki jakiejkolwiek ideologii religijnej - to jest fikcja literacka, "teatr dla gojów", która nie ma odzwierciedlenia w praktyce, prawa natury mają i każdy może je sprawdzić, ale wypadałoby je znać, żeby się o nich wypowiadać.
Co za brednie. Zachowania bohaterów i masa scen było tak absurdalnych, że nie ma tutaj co mówić o wiarygodności.
ale trzeba być prostym aby dalej spekulować na takie tematy po seansie... zwykle nie odpowiadam na posty, ale czasami mam ochotę wbić komuś przysłowiowy sztylet, twoja głupota jest tak namacalna, że oglądam ją na własnym monitorze w salonie. "Limen ex nihilum... Opacitas." xDDDDD
Pecha? :D
Myślisz, że reżyser pozwoliłby jej uciec? Oglądałeś w ogóle ten film ze zrozumieniem? Scenę z pilotem się przeoczyło? Przecież nawet taka nazwa tematu...
Wiem, że nie pozwoliłby, ale to nie powód, żeby cisnąć cały czas niedopracowanymi/naciągniętymi scenami :)
Główna bohaterka mogła już zareagować w momencie, gdy przyjechała jej znajoma na łódce, przecież by było wtedy 4 na 1, co prawda ludzie w średnim i starszym wieku, ale może udało by się jakoś zareagować. Z drugiej strony w tym wypadku drugi ze psychopatów mógłby skrzywdzić wcześniej męża i dziecko.
Z tymże to absolutnie nie ma znaczenia w tym filmie, nie rozumiem tych postów. Gdyby krzyknęła w którymkolwiek momencie czy zrobiłaby cokolwiek kiedykolwiek by z tej sytuacji wyjść, to stałoby się z nią, to co się stało z antagonistą w scenie z pilotem. To było aż nazbyt oczywiste przecież, jak niektórzy z Was oglądali ten film?
Wiem, zdaję sobie z tego sprawę, że film miał pokazać, że nie jest to klasyczny thriller (gdzie główny bohater jakimś cudem ratuje siebie) tylko film bez happy endu.
Haneke pokazuje, że śmierć i przemoc wcale nie jest lekka i przyjemna tak jak widzimy to w innych filmach tego gatunku albo chociażby w sensacyjnych 'strzelankach'. W obrazie Hanake mamy wszystkie etapy umierania - od niedowierzania (to niedorzeczne zabijać kogoś bez powodu), poprzez próbę ratunku, paraliżujący strach, chwilę nadziei aż po całkowite pogodzenie się z nieuniknionym. Haneke katuje widza długimi ujęciami, którym nie towarzyszy nawet żadna muzyka. Mamy w ciszy patrzeć jak małżeństwo z dzieckiem ginie z jakiegoś absurdalnego powodu. Zgadzam się z Animussem, że film bez sceny z pilotem i zwrotami prosto do widza obroniłby się w zupełności, bo jest absolutnym majstersztykiem.
EvvLe. Lepiej bym tego nie ujął, dzięki. Tak to już bywa, że jeden gra w totka całe życie i nic nie wygra, a drugi raz kupon puści i od razu szóstka. To się nazywa mieć NIEWIARYGODNEGO pecha.
to najważniejsza scena w tym filmie, widać niewiele z niego zrozumiałaś, tyle co nic
widocznie nie jestem na tyle znawcą filmowym by to zrozumieć ;) Jasne było dla mnie że aktorzy rozmawiają z widzem i uprawiają z nim jakąś 'grę'. Nie zmienia to faktu, że motyw z pilotem mi się nie podobał.
Ale ja na polskim w szkole też nie rozumiałem co podmiot liryczny ma na myśli więc to dla mnie nie jest nowość, jestem z obozu ścisłego :)
a w takim razie przepraszam, bo dla mnie z kolei 2 + 2 = 22
ja jestem matematycznym kretynem, wstydzę się tego ale niestety tak jest
Ja lubię pogrywanie z widzem, ale subtelne i inteligentne, to było zbyt proste i oczywiste. Scena nie daje do myślenia, po prostu wszystko co reżyser chciał powiedzieć, mamy podane na tacy.
Pomijając przekaz, na plus oceniam pierwszą połowę filmu. Po około 10 minutach czuć napięcie i widać, że Anna została zdominowana we własnym domu. Czuć presję wywieraną przez tych psychopatów, a sami psychopaci moim zdaniem doskonali. Doskonali w tym senie, że udało się reżyserowi stworzyć prawdziwych czubków i przez cały film bałam się tego, co za chwilę wymyślą. Całkowicie nieprzewidywalni ludzie, więc na pewno nie było nudno.
każdy reżyser pogrywa, manipuluje widzem, tylko większość robi to w sposób bardziej wyrachowany, tu zrobiono to po prostu bez znieczulenia i tyle,
Mam prośbę do Ciebie - obejrzyj "Miłość", najnowszy film tego reżysera, bardzo bolesny i ciężki ale piękny i cholernie mądry. Haneke jest moim zdaniem chyba największym z żyjących współcześnie europejskich reżyserów. A w każdym razie jednym z największych. Warto go poznać bliżej.